Mimo, że temat jest poważny to wciąż doznaję głupawki podczas rozmów z ortodoksyjnymi zwolennikami świadomych wyborów, czyli ludźmi, którzy uważają, że dziecko powinno wyborów dokonywać, gdy stanie się świadome. No w ten sposób to chyba nigdy by się nie nauczyło dokonywać odpowiedzialnych wyborów, albo też uczyłoby się na swoich błędach dosyć późno, a skutki mogłyby być opłakane.
Największym niezrozumieniem jest tu “wybór wiary” lub nie. Otóż do tej jesteśmy wezwani, by dzieciom przekazywać, w wierze wychowywać i tutaj innej drogi nie widzę. Jeśli ktoś jednak ciśnie, że “wybór wiary” powinien być dokonywany przez dorosłego, to zwykle mam na to dobrą odpowiedź “jak dorośnie to sobie płeć wybierze” 😉 Niestety w ostatnich latach dowcip trochę traci, bo to się dzieje na naszych oczach i są pewne nieliczne acz głośnie środowiska, które lansują to jako najwyższą zdobycz cywilizacyjną. W dupach, nomen omen, się poprzewracało.
Do dzisiejszego wpisu zainspirował mnie jednak taki poranny dialog z naszą księżniczką – Marysią, który miał miejsce przy śniadaniu:
Marysia: Jak będę chłopcem, to będę taka duża jak tata.
Tata: Kochanie, ale przecież Ty jesteś dziewczynką i do tego bardzo ładną dziewczynką. Nie możesz być chłopcem.
M: Będę chłopcem.
T: Marysiu, Pan Bóg stworzył Cię dziewczynką i najlepiej jak tak zostanie.
M: Będę chłopcem.
T: Nie, nie będziesz.
M: Bedę!
T: Nie.
W tym momencie Marysie chowa twarz w ramionach, kładzie się buzią na stół i strzela focha.
Dla zilustrowania, Marysia wygląda tak 🙂