Tak, nastał ten dzień (22.12.2015), na dwa dni przed Wigilią Bożego Narodzenia, gdy Marysia dała się podpuścić (to dobre słowo) na samodzielny spacer.
Chodzi ze wsparciem mebli, rąk rodziców, itd. od dobrych trzech miesięcy, ale przed samodzielnym spacerem ma obawy. Takie stonowane obawy, którym nie towarzyszą krzyki i panika, tylko konsekwentne i płynne lądowanie na pupie lub na czterech kończynach. Co ciekawe, Marysia pozostawiona w pionie sama sobie potrafi świetnie trzymać równowagę – do tego stopnia, że jest w stanie zrobić pełny przysiad (na pełnych stopach), po czym wstać, chwilę zastanowić się co dalej by ponownie przysiąść 😉 Trudno jej jednak wpaść na samodzielną próbę spaceru i do tego potrzebuje dobrej motywacji w postaci atrakcyjnego celu – wyciągniętych ramion rodziców lub rodzeństwa.
Tego dnia, jak nigdy, udało się Marysię na taki eksperymenty namówić, czego dowód umieściliśmy w galerii 🙂 Od tego czasu nie udało nam się do dziś (27.12) powtórzyć tego wyczynu, ale czekamy cierpliwie, aż Marysi znowu się zachce podbijać świat samodzielnie 🙂