W Decathlonie jest wszystko co… lubię ;-) lub “czelendżowałem tim przed dedlajnem”

No, moi mili. Dzisiejsza misja Decathlon wydawała nam się nie do ogarnięcia i w pewnym momencie jej powodzenie stanęło pod znakiem zapytania. Zaplanowaliśmy, że odbierzemy Sarę ze zbiórki skautów o 14-tej i przed 17-tą, nim dojedziemy na Mszę do wspólnoty, zaliczymy z Otwocka skok promem na drugą stronę Wisły do Decathlonu w Piasecznie. Z rzeczy, które chcieliśmy tam kupić nie wszystko było, ale planowaliśmy przynajmniej zorientować się w rozmiarach butów dzieci by potem odpowiednie zamówić z Decathlonowego sklepu internetowego (aktualnie dostawa za free).

Sarę odebrałem punktualnie, ale wyruszyliśmy z Otwocka o… 15-tej. Zawiało wątpliwościami, czy ze wszystkim zdążymy bez łamania zbyt wielu przepisów drogowych. Nawet z tym łamaniem, nie do końca wierzyliśmy, że się uda. Ruszyliśmy jednak z kopyta, prom akurat był po właściwej stronie, więc bez zbędnych opóźnień dojechaliśmy, choć i tak było ekstremalnie późno.

15:30 wypakowaliśmy się z auta i czas jakby się zatrzymał. O 16:15 byliśmy już w nim z powrotem, a w międzyczasie zakupiliśmy (nie, nie tylko zmierzyliśmy, ale zakupiliśmy!) inne niż było w planie, ale bardzo dobre (lepsze!) obuwie dla całej naszej chodzącej trójki pociech, a do tego ja nabyłem oczoje…. odblaskową kurtkę przeciwdeszczową na rower i zweryfikowałem rozmiar przeciwdeszczowych spodni (te zamówię przez Internet).

Okazało się więc, że w czasie krótszym niż się spodziewaliśmy (tak, czelendżowałem tim przed dedlajnem) dostarczyliśmy produkty etapu lepsze niż się spodziewaliśmy i do tego w kasie obsługiwała nas nad wyraz szczęśliwa, uprzejma i uśmiechnięta ekspedientka. W sumie nie była jedyną osobą, która dziś obdarzała tę naszą dużą gromadkę życzliwą uwagą. Kończąc wątek Decathlonu – kolejny raz przekonuję się, że to bardzo fajny sklep. Myślę, że nigdzie w tak krótkim czasie, w tak niskiej (względnie) cenie, nie kupiłbym dzieciom butów z membraną (dobra, wiem, że to nie Goretex, ale pójście do szkoły to nie wyprawa w Tatry), które wyglądają tak “zwyczajnie” i do tego mam pewność (popartą doświadczeniem), że są to produkty trwałe, a w razie problemów reklamacja załatwiana jest od ręki.

Na Mszy mogliśmy ochłonąć i dziękować Bogu, że bezpieczenie i bezkonfliktowo dowieźliśmy ten i inne, równie ważne projekty tego dnia.

Zwieńczeniem była kolacja w McDonald’s o wstąpienie do którego dzieci męczyły nas kilkukrotnie, a szczególnie tydzień temu. Jako rodzina spora, nie możemy sobie zbyt często pozwolić na luksus obiadu/kolacji w takim miejscu, ale że koniec miesiąca blisko i okazało się, że zasobów wystarczy, postanowiliśmy dzieciom i sobie zrobić uciechę. Przy okazji skorzystaliśmy z możliwości (ja i Dawid) skomponowania własnego burgera co mogę polecić każdemu – chociaż podobno w niewielu restauracjach taka możliwość istnieje. Różni się on od “seryjnych” nie tylko wielkością, estetyką konstrukcji, ale i formą serwowania. Nie będę zdradzał więcej – kto się zdecyduje, na pewno nie pożałuje. I darujcie, że foci nie zrobiłem 😉

Dobranoc 🙂

PS. Wieczór nasza rodzina zakończyła przy dobrym filmie – dalszej części przygód Ani z Zielonego Wzgórza, którą oglądamy od dwóch weekendów – i niezdrowych przekąskach, które po prostu lubimy. W objęcia snu odpływali kolejno Marysia, Szymon, Magda i tylko ja ze starszakami wytrwałem 🙂 Pierwszy film znacznie bardziej dla dzieci, ten trudniejszy, ale oglądaliśmy naprawdę z zainteresowaniem 🙂

Dodaj komentarz