Rocznicowo, z okazji urodzin naszego Najmłodszego, zapodaję do posłuchania jeden z moich ulubionych kawałków VooVoo
Jakże odmienna jest jednak rzeczywistość rodziny średnio-dzietnej pochłoniętej wieloma codziennymi obowiązkami i pracami mniej lub bardziej ważnymi, od tej którą tutaj wyśpiewuje Wojtek Waglewski. Poranne wstawanie, wieczorne usypianie nad pracami, które w dzień nie znajdują dla siebie miejsca, a dzień wypełniony radościami i troskami. Szczęśliwie te codzienne radości, każda pojedyncza, potrafią zrekompensować cały bagaż trosk. Tej równowagi warto szukać i dla własnej, zmęczonej psychiki, ale przede wszystkim dla Tych Młodszych, których uczymy życia. Dziś właśnie bohaterem opowieści jest Szymon, który jest po tej stronie brzuszka Mamy już od równych dwóch lat.
Minione dni, spędzone razem z Szymonem, są w moim sercu i pamięci jako czas, za który jestem bardzo wdzięczny Szymonowi (Symeonowi). Od swoich narodzin wnosi on wiele Pokoju i Radości do naszego życia i relacja z nim jest nader specyficzna. Zaczęło się od tego, że był niemowlęciem bardzo spokojnym, cierpliwym, radosnym – nawet na tle swojego wyjątkowego rodzeństwa jawi się jako osobowość zrównoważona i łagodna. Przy tym nawet przy okazji trudnych wydarzeń potrafił zawsze rozbrajać nas swoim wyluzowaniem, uśmiechem, beztroską. Nawet wtedy, gdy chodziło o kolejnego guza nabitego podczas szalonych przepraw po domowych meblach lub kątach mieszkalnych. Do dziś zresztą potrafi z dumą prezentować bolące rany i z przejęciem opowiadać o tych “trofeach”. Również z nawiązywaniem kontaktów nasz Syn nie ma najmniejszych problemów, podobnie zresztą jak z utrzymywaniem tych relacji. Po pierwsze uwielbia rozpamiętywać znaczące spotkania, a poza tym potrafi być do bólu towarzyski. Zaświadczyć może o tym jego starsze rodzeństwo, a szczególnie Dawid – ukochany brat, pożądany kompan wszelkich zabaw, którego nasz wulkan energii najchętniej pochłonąłby i nie oddał nigdy nikomu. Mimo, że Sara i Dawid często mają dosyć towarzystwa Szymona, szczególnie gdy ten ostatni nie respektuje wykonanej przez nich mozolnej pracy do stworzenia jakiego dzieła, nasz Zuch nie ustaje w zdobywaniu kolejnych sprawności w dziedzinie wywierania wpływu na rodzinę by zdobyć uwagę i wyżebrać wspólną zabawę. Jest przy tym taki “słitaśny” i niewinny, że nawet jego surowy ojciec (piszący właśnie ten tekst) potrafi zmięknąć i przystać na wszelkie warunki zabawy 🙂
Szymon jest przy tym kolejnym miernikiem pomykającego czasu – o ile wśród Starszaków liczymy dni dużymi wydarzeniami, jak wypadnięcie pierwszego zęba, nauka jazdy na rowerze na dwóch kołach, pójście do szkoły czy nauka prawidłowego wymawiania “r” (*), tak u niego każdy tydzień przynosi nowe umiejętności i niespodzianki. Prawdziwe do bólu jest powiedzonko naszych rodziców / dziadków, że dzieci ten upływ czasu nam uświadamiają najbardziej. Nie wiem, czy dojście do takich wniosków nie jest przejawem przejścia w wiek co najmniej średni, ale wiem dziś jedno. Marzę o tym, żeby na staroć cieszyć się widokiem szczęśliwych dzieci, wnuków i prawnuków. W tym celu jednak chyba trzeba zintensyfikować ruchy wokół budowania własnego domu z dużym salonem i kominkiem 🙂 W wersji ekonomicznej – poszukiwaniem dużej działki na imprezę plenerową przy ognisku 😉
* zauważyłem, że Sara problem w konstrukcji aparatu gębowego ma chyba odziedziczony po tatusiu. Sam się łapię na tym, że czasem niepoprawnie artykułuję “r”, zwłaszcza gdy paszcza porannie jest jeszcze nie rozruszana. I proszę nie snuć zbyt daleko idących wniosków sięgających wizji grillowania przy piwku 😉