Niedziela. Godzina siódma. Macie jakieś propozycje na piękny, słoneczny poranek?
Ja miałam. Miałam o tej porze SPAĆ! A tu niespodzianka.
… (uspokajam emocje)
Szymon, który budzi się ostatnio w okolicy godziny 6 bardzo dobrze wie, że o tej porze rodzice są jeszcze nieprzytomni. I że jak zrobią mleczko (tatuś), a następnie przytulą swoje głowy do poduszki, to jest godzinka na robienie rzeczy, na które normalnie nie pozwalają. Dziś na przykład Szymuś postanowił posprzątać Mańkowi (naszej śwince morskiej) klatkę. Idealnie (prawie) naśladując rodziców, wyjął szufelkę i szczotkę i “sprzątał”. Jakoś niechcący brudne trociny rozsypały się po całej kuchni, sypialni i przedpokoju. Poszedł więc zuch do bidetu (!) umyć rączki, które zapewne się pobrudziły (detektyw mama odkryła kałużę na podłodze blisko wiadomego miejsca). Następnie chciał zrobić Mańkowi jedzonko. Znalazł więc zaparzacz do kawy, wlał do niego wody z … (?) i chodząc po całym mieszkaniu mieszał miksturę łyżeczką. Mamę zuch obudził, jak już jedzonko było gotowe. Mieszał mamusi nad głową, żeby zobaczyła (mimo zamkniętych oczu) owe danie. To było zaskakujące przebudzenie. Nie tryskałam dziką radością. A może powinnam z powodu kreatywności Szymona? Grrrrr… Grunt, że kiedy bystre dziecko zobaczyło mamy minę, przyznało się do wszystkiego. Z płaczliwym tonem (ale radosnymi oczami) powiedział: “Mamoooo, ja. Ja. Niam Niam. Ja.” (I tu mina najbardziej zawstydzonego dziecka świata…)
Nie wiem czy sąsiedzi z dołu byli zachwyceni dźwiękiem odkurzacza w niedzielny poranek (Boże, to dla niektórych jeszcze noc!). Ehh… Mam nadzieję, że słodko im dzieci spały i nic nie słyszeli…
Może jeszcze (na pamiątkę) opiszę inne wyczyny porankowe Szymonka:
Rwanie na drobne elementy paczki chusteczek higienicznych, robienie porządku w biżuterii mamy (która jest wysoko w szafie – ale przecież silny Szymuś poradzi sobie z przyniesieniem stołka z kuchni do sypialni…), wyciąganie wszystkiego z szuflad (szczególną miłością darzy artykuły fotograficzne i baterie), “czytanie” książek rodziców – szczególnie tych, które są w szafkach przy łku, wchodzenie po schodach (a czasem na piętrowe łóżko Sary – dzięki Córeczko, że masz czujny sen!), wyciąganie miętowych gum do żucia i próbowanie każdej (polegające na wyjęciu z opakowania, dokładnym oblizaniu i wsadzeniu z powrotem – o ile wceluje), i takie tam…
Dlaczego u nas trudny dwulatkowy okres, zaczyna się trzy miesiące wcześniej? Dlaczego on w tym wszystkim jest taki słodki, że nie da się na niego gniewać? Dlaczego trzecie dziecko nie rodzi się ze świadomością, że rodzice chcieliby mieć łatwiej niż przy pozostałej dwójce? 🙂
Przy tym wszystkim oczywiście uśmiecha mi się buzia, bo to (po pewnym czasie) jest zabawne 🙂 Opowiem Tomkowi jak się obudzi. Bo mimo tego, że On wszystko “widział” i nawet upomniał Szymonka, to wygląd Jego oczu wskazywał na to, że po “właściwej” pobudce, o niczym nie będzie pamiętał 🙂 Kocham Cię Mężu 🙂 I zazdroszczę w miarę przytomnych stanów półświadomości (jeśli coś takiego w ogóle istnieje) 🙂
Żono, jak to pięknie, że w niedzielny poranek masz tyle sił i przytomności umysłu, żeby raczyć świat tak radosnymi opisami działań naszego Najmłodszego.
Miałaś, pisząc ten tekst, doskonałe przeczucie, że po obudzeniu nic z tego nie będę pamiętał 🙂