O matko i córko! Trzęsące się nogi, spuchnięte dłonie i rozszarpane na strzępy nerwy – taki jest efekt dzisiejszego spotkania z Panem Instruktorem. I mimo jego cierpliwości, mądrości, to uważam za szaleństwo wzięcie mnie na ulicę! Prawdziwą! Między samochody! O mój Boże! Chyba mniej stresu kosztowały mnie trzy porody razem wzięte!
Jeździłam po Józefowie. Jedno rondo, drugie, trzecie, i jeszcze raz, i jeszcze raz… A tu ziuuu, ziuuuu, z każdej strony. Wielkie przeraźliwe samochody, które chciały mnie zjeść. A ostatecznie, to ja zjadłabym panią, która jechała przede mną na rowerze. Tak pięknie chciałam ją ominąć, że zapomniałam skręcić kierownicę i wjechałabym w sam środek jej d… .No bo kto wymyślił, żeby kobieta po pierwsze: zapamiętała która to jest lewa, a która prawa strona, po drugie: jak trzeba kierunkowskaz przestawić skręcając w lewo, po trzecie: patrzeć w tym wszystkim przed siebie… Za dużo tego. D..ę pani rowerzystki uratował Pan Instruktor, który w porę chwycił kierownicę i ocalił Panią.
Podsumowując ten dzień: Nie nadaję się na kierowcę, nie będę NIGDY umiała jeździć, chyba już nigdy nie wsiądę za kółko – no może jedynie jutro, o ile odwagi i sił mi starczy.