Z pamiętnika kursanta – dzień pierwszy (1-2h)

Doczekałam się. Po kilku teoretycznych zajęciach, które również teoretycznie się odbyły, nadszedł czas na jazdy. Ponieważ całej tej sytuacji towarzyszą ogromne emocje, ostrzegam, że czasem może pojawić się tu brzydkie słowo.

Z trzęsącymi się nogami poszłam do OSK. Instruktor wywiózł mnie do lasu i zaczął naukę. Ruszanie, hamowanie, ruszanie, hamowanie. Po godzinie, zorientowałam się, że nie jest mi nawet niedobrze (a mam mega chorobę lokomocyjną!). Znowu ulga. No to jedziemy, Jedyneczka, dwójeczna, trójeczka, czwóreczka… “No czemu na krzaki zjeżdża?”, “No rozpędzamy auto!”, i tym podobne słowa słyszałam co chwila. Jakoś Pan nie dał się przekonać tłumaczeniami, że się boję. Ehh ci faceci. Potem nauka ruszania na wzniesieniu. A raczej sprawdzanie jak sobie z tym poradzę. Jakoś poszło. Na szczęście ulica w lesie była bardzo mało ruchliwa, więc nie było tragedii. Jutro dalszy ciąg. B O J Ę   S I Ę!!!

Dodaj komentarz